Menu / szukaj

Ameryka Południowa listopad-grudzień 2009

Ameryka Południowa defender wyprawy

<h4>Ameryka Południowa długa wyprawa listopad-grudzień 2009</h4>

Ameryka Południowa to wyprawa wymagająca albo wypożyczenia na miejscu samochodu ale wtedy nie mamy pewności co się nam dostanie albo wyekspediowania na drugi kontynent własnego pojazdu. Wybraliśmy drugą opcję, szczególnie, że Defender 90 przeznaczony do tego celu był indywidualnie modyfikowany i dokładnie wiedzieliśmy czego od niego oczekiwać.  Podróż zaczęliśmy w Buenos Aires gdzie odebraliśmy z portu wysłanego miesiąc wcześniej Defendera. Dopiero po dokładnym sprawdzeniu czy przetrwał w całości swoją pierwszą oceaniczną wycieczkę mogliśmy ruszyć w drogę.  Początkowo turystycznie pojechaliśmy do Iguazu aby zobaczyć jedyne w swoim rodzaju wodospady a następnie przedzierając się przez Foz i Asuncion wjechaliśmy w selwę na Chako w Paragwaju. A tam przywitały nas upały po 50 stopni i rzęsisty deszcz. Warunki pogodowe wyprodukowały taką ilość błota, że selwa zatrzymała nas o dwa dni dłużej niż planowaliśmy. Stamtąd wjechaliśmy na wysokość ponad 3500 mnpm w Boliwii gdzie większość z nas dopadła choroba wysokościowa i tym razem z kolei dosyć niskie temperatury. Przejechaliśmy 3 salary łącznie z Uyuni z noclegiem na brzegu jeziora. Z Salarow, przez pasmo wulkanów i Kordylierę Domeyki dotarliśmy do Atacamy w Chile. Tam o mało nie pokonała nas przełęcz Jama (4800mnpm) – długie podjazdy, rzadkie powietrze i gotowanie się samochodów – całonocna walka zakończyła się jednak sukcesem i dotarliśmy na górę. Ale na tym nie zakończyła się nasza przygoda z wysokościami, przyszedł czas na pokonanie Abra del Acoy (4950mnpm). Także tej najwyższej przełęczy w Ameryce Południowej ze wspaniałymi serpentynami i widokami daliśmy radę. Stamtąd górskimi odcinkami Ruty 40 dojechaliśmy do Cordoby i dalej przez szybko zmieniająca się w pustynię pampę przejechaliśmy do El Calafate. Zobaczyliśmy monumentalny lodowiec Perito Moreno, przeprawialiśmy się w deszczu znów do Chile do Torres del Paine skąd dotarliśmy do Punta Arenas. Po przeprawie przez cieśninę Magellana promem do Pornevir zaczęliśmy eksploracje Ziemi Ognistej. Dużą satysfakcją było dla nas przejechanie części trasy Camel Trophy z 98 roku, która zatrzymała nas na dzień dłużej (brody, błoto, woda, zwalone drzewa – zabawa była na całego :). I tak dotarliśmy na sam koniec świata. Ushuaia, miiejsce kultowe i przepiękne, zwłaszcza gdy się siedzi na balkonie hotelu i obserwuje wschodzące słonce nad kanałem Beagle…